sobota, 19 stycznia 2013

Epilog


Epilog

I'm here without you baby
 But you're still on my lonely mind 
 I think about you baby
 And I dream about you all the time.
 I'm here without you baby 
 But you're still with me in my dreams*


Każdy mój dzień w Warszawie wyglądał podobnie. Od momentu pobudki, aż do wieczora, leżałam w łóżku, czasem jedynie odkrywając się, żeby wyjść po coś do jedzenia, albo skorzystać z łazienki. Nic do mnie nie docierało. Mama próbowała ze mną rozmawiać, ale za każdym razem jej próby kończyły się na niczym. Nawet kiedy udało mi się zasnąć, nie mogłam się wyciszyć i uspokoić, bo nękały mnie dziwne wizje i myśli. Wszystkie negatywne, we wszystkich coś szło nie tak. Ale najgorszy był sen  o mojej domniemanej śpiączce, gdzie pojawiałam się jakby dwa razy, raz normalnie, rozmaiłam i “żyłam”, a z drugiej perspektywy leżałam w szpitalnym łóżku zawieszona między życiem a śmiercią. W dziwny sposób obrazowało to moją sytuację:  Nie żyłam, egzystowałam, starając się zabić w sobie uczucia i zmusić serce żeby przestało krwawić. I ta świadomość, że to moja wina, bo nie zostawiłam sobie żadnego wyjścia z tej sytuacji. Biernie czekałam na ratunek.


~*~
Słońce świeciło mocno, rażąc szatynkę w oczy, mimo designerskich okularów przeciwsłonecznych, które miała na sobie. Ostatnie dni sierpnia 2012 roku, były z pewnością jednymi z najcieplejszych tego lata w Dortmundzie. Już za kilka dni miał rozpocząć się sezon piłkarski, a mimo to dziewczyna spędzała czas w Niemczech, zamiast z rodziną w Polsce, jakby ignorując to, że już niedługo mieli się rozjechać w różne strony. Dogaszając papierosa o brzeg betonowej ławki i narażając się tym samym na mandat, spojrzała w stronę gmachu szpitala, omiatając przy okazji spojrzeniem zielone trawniki. Z odległości może czterdziestu metrów, zauważyła wychodzącego przez szklane drzwi blondyna. Marszcząc brwi i przybierając możliwie najbardziej surowy, odzwierciedlający dokładnie to co czuła w środku, zaczęła iść w jego stronę sprężystym krokiem, na tyle szybko, na ile pozwalały jej dość wysokie koturny. Kiedy byli już może metr od siebie, przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Kilka sekund później, dziewczyna zdjęła z nosa okulary i umieściła je na głowie, unieruchamiający tym samym niesforne kosmyki, wpadające jej do oczu. Posyłając mężczyźnie porozumiewawcze spojrzenie, skierowała się z powrotem w stronę parkingu. Brązowooki natychmiast ruszył za nią. Szli powoli, zupełnie jakby byli na niedzielnym spacerze. Chłopak kopał co chwilę kamyczki wyznaczające ścieżkę i trzymając ręce w kieszeni, stawiał nogę za nogą, obserwując przy tym czubki swoich butów jakby były najciekawszą rzeczą na świecie. Szatynka, po chwilowym przeszukiwaniu swoje torby, wyciągnęła z niej papierosa i odpalając go, zaciągnęła się mocno ostrym dymem, o miętowym posmaku. 
- Götze...  - powiedziała powoli wypuszczając dym z ust. - Powiedz mi tylko jedno… POWIEDZ, że ona się obudzi…
- Nie wiem - odpowiedział szczerze, a głos załamał mu się na ostatniej głosce. Zatrzymał się nagle i zakrył twarz rękoma. Po chwili jego wzrok spotkał się z brązowymi oczami dziewczyny, jakby błagając o wybaczenie. 
- Lena… - wyszeptał. Przepraszam - dokończył, a jego oczy zaszkliły się wypełnione łzami.
- Nie przepraszaj mnie, to nie twoja wina, Mario.

~*~
Kilka dni przed końcem przerwy letniej w Bundeslidze straciłam nadzieję. Siedząc w kuchni, ubrana w zwykłą szarą koszulkę  i spodenki jadłam Nutellę łyżeczką, rozkoszując się tym, że dom jest pusty i spokojny. Nikogo się nie spodziewałam, więc łyżeczka wypadła mi z ręki, kiedy w całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Niechętnie przeszłam przez korytarz i otworzyłam drzwi. Przez chwilę miałam ochotę się roześmiać. O co chodzi? Dlaczego na progu siedzi ogromna pluszowa panda prawie mojego wzrostu? Wyszłam na dwór i rozejrzałam się do koła. Nikogo.
- Wiem że tu jesteś - powiedziałam, uśmiechając się mimowolnie. Tylko jedna osoba traktowała mnie poważnie kiedy mówiłam że kocham pandy. Ta sama dała mi kiedyś małą pandę, którą przytulałam codziennie płacząc przed snem. Nie powinnam, ale na jego widok cieszyłam się i miałam wrażenie, że znowu zaczęłam oddychać.
Szybko zabrał mi ten oddech pocałunkiem. Oddałam go.
- Jesteś moim marzeniem. Moją miłością. Od zawsze. Znam cię na pamięć, a jednak potrafisz mnie zaskoczyć. Pozwól mi się kochać, proszę.

~*~
Tak to już koniec. Wiem, że niektórym z Was być może będzie smutno - ale Was pocieszę- zostawiłam tu sobie kilka otwartych wątków, dzięki którym może pewnego dnia do Was tu wrócę :) Na razie będę na zaginiony-zagubiona.blogspot.com gdzie Was oczywiście zapraszam :) 
Dzięki temu opowiadaniu bardzo wiele rzeczy zrobiłam po raz pierwszy i to była fajna sprawa ;3 
ask.fm/MissAly17 - odpowidam na wszystko a jeśli chcecie pogadać to możecie też pisać na TT: @AlyFlame :)




2 komentarze:

  1. ja jestem smutna z tego powodu o oczekuję Twojego powrotu, bo uwielbiam Twoje opowiadania :) oczywiście będę odwiedzać Twojego nowego bloga :)\xx

    OdpowiedzUsuń
  2. jezus jezus, kochałam Twoje opowiadania, i tego bloga :( mega szkoda,że już koniec, mam nadzieję,że wrócisz kiedyś! A póki co będę na twoim drugim blogu! :)

    OdpowiedzUsuń