piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 6


*I was always an unusual girl, my mother told me I had a chameleon soul. No moral compass pointing due north, no fixed personality. Just an inner indecisiveness that was as wide and as wavering as the ocean.

Zawsze chciałam być niezależna. Wolna, Nieograniczona. Uciekałam od odpowiedzialności, od uczuć i konsekwencji. Był taki okres w moim życiu, że źródłem do tej mojej “wolności” stał się alkohol. Imprezy, znajomi. Nawet nie pamiętałam ich imion. Żadnego z nich nie nazwałabym “przyjacielem”. Miałam piętnaście lat kiedy to się zaczęło. Znienawidziłam świat. Nie było mojego Wojtusia, nie było nikogo, jak mi się wydawało. Potem znienawidziłam też siebie. Wydawało mi się, że zostałam sama. Brakowało mi… sama nie wiem. Wszystko zawaliło się tak na raz. Wyjazd Wojtka, wyrzucenie Lewego z klubu, to że mama poznała Staszka, a w połączeniu z pracą oznaczało to kompletny brak czasu dla mnie. Janek wyprowadził się na Pragę, a ojciec mieszkał w Kielcach ze swoją młodą dupą.
Zaczęłam olewać szkołę, nawet taniec nie był już dla mnie taki ważny. Oh ironio, zabrakło mi KONTROLI. Nagle mogłam sama decydować o swoim losie i nie wiedziałam co mam robić. Miałam piętnaście lat, a oni zostawili mnie samą. Zawsze potrzebowałam uwagi innych,  musiałam być w centrum zainteresowania. A teraz miałam prawie dwadzieścia lat i zaczynałam zaplątywać się we własnych uczuciach i całym tym… świecie.
Po raz kolejny pozwoliłam wywrócić sobie życie do góry nogami. Dosłownie. Dla jakiegoś nowo poznanego faceta rozłożyłam nogi i to nie raz. Alkohol płacze, alkohol łamie zasady.
Ale teraz znowu byłam w domu, w Warszawie i mogłam czuć się bezpiecznie. Tylko że nie o to mi chodziło. Pragnęłam iść za ciosem. I ten cholerny niemiecki Blondas mi to uświadamiał. Było coś między nami, jakaś więź, coś czego nie nazwaliśmy i chyba na razie tak jest lepiej. Pewnie wyglądałam teraz na lekko niezrównoważoną, leżąc na łóżku w krótkiej piżamce w ręce z tabletem, do którego uśmiechałam się nieznacznie. Ten napis: Warszawa - Dortmund. 19 lipca 2012. Bilet opłacony. Bezczelny Reus dał mi “prezent”, ale nie zmuszał do jego przyjęcia. Kusił. Na następnej stronie nagłówek dawał mi furtkę bezpieczeństwa: Dortmund - kierunek otwarty. Data: termin otwarty.
Nie pozostawało mi nic innego jak tylko polecieć i chłopak dobrze o tym wiedział.
Dalej w dobrym humorze zbiegłam więc na parter z zamiarem wypicia mojej porannej kawki, bez której życie zadawało się nie mieć sensu. Miałam jeszcze trzy dni na decyzję.
- Śpioch! - rzucił w moją stronę Wojtek kiedy tylko mnie zobaczył. Zignorowałam go i sięgnęłam po dzbanek z kawą, której nalałam sobie do kubka. Chwała wynalazcy kawowych ekspresów!
Usiadłam na kanapie obok mamy  i podałam jej tablet, pokazując bilet.
- Co ty na to? - zapytałam szczerząc się i połykając łyk kawy. Przez chwilę patrzyła tylko w ekran, chyba ogarniając całą sytuację. Nagle ktoś wyrwał jej urządzenie z ręki, całkowicie ignorując moje głośne: Ej, oddawaj!”
- Jedziesz to Lewego? - zapytał Wojtek, przegryzając kanapkę z ogórkiem. Ten zawsze musi się wtrącić, akurat tam, gdzie go najmniej potrzebuję.
- Mamo? - zwróciłam się do rodzicielki. Ta zaśmiała się tylko i spojrzała na mnie pobłażliwie. - Pytasz mnie o zgodę? - zapytała retorycznie. - Jeszcze niedawno cię to nie interesowało.
- Dorastam Mamuś, dorastam. - powiedziałam. Ale o tym ze wcale nie jadę do Lewego, już nie wspominałam. To znaczy bardzo się cieszę, że nie będę musiała się z nim już rozstawać tym bardziej że ledwo zdążyliśmy odnowić kontakt, a Reus podarował mi poniekąd te kilka dni ekstra, ale jednak cały ten pomysł i prezent w postaci biletu był od Marco.
- Ja się idę w coś ubrać, muszę jeszcze zajrzeć do Roberta - stwierdziłam i odkładając kubek na stolik.
- Idę z tobą! - rzucił od razu mój brat.
- Gdzie? Ubrać się? Spieprzaj zboczeńcu! - mówiąc to zaczęłam uciekać po schodach szybko zatrzaskując za sobą drzwi.
- Nigdzie ze mną nie idziesz! - krzyknęłam jeszcze przez drzwi. Jeszcze przyzwoitki mi brakuje do szczęścia, na pewno.
Zmieniłam zdanie - zanim się ubiorę przyda się szybki prysznic. Na dworze słońce już nieźle przygrzewało, a było ledwo po dziesiątej! Po piętnastu minutach w łazience, byłam nie tylko odświeżona, ale też ubrana w żółtą bokserkę zawiązywaną na pęk u dołu i czarne szorty wyszywane złotą nitką na kieszeniach. Stojąc przed lustrem i zaplątując luźnego warkocza, uświadomiłam sobie że jestem ubrana w barwy Borussi! Dla Roberta może być to trochę dziwne - pomyślałam. Szybko zmieniłam koszulkę na lekką białą tunikę. Właściwie tak będzie mi jeszcze chłodniej.
- Idziesz ze mną na spacer Robercie -  powiedziałam do telefonu nie dając chłopakowi dojść do słowa. - Tak, teraz… no za piętnaście minut będę u ciebie. Tak. To pa. - rozłączyłam się zanim zdążył zaprotestować.
- Wojtaszek, kochanie! - wydarłam się na cały dom otwierając drzwi mojego pokoju.
- Czego chcesz? - usłyszałam odwiedź. Stał za mną! No cholera jasna zawsze mi to robi!
- ZGINĘ kiedyś przez ciebie! - wycedziłam wymierzając palcem w klatkę piersiową brata. Ten tylko stał niewzruszony, uśmiechając się półgębkiem, bo przecież uwielbiał mnie irytować. I nie tylko mnie pewnie.
- No tak… co ja bym bez ciebie zrobił?
- Miał byś w domu gorzej niż burdel i chodził byś jak bezdomny. - stwierdziłam. - Ale my tu gadu, gadu  a ja sprawę mam.
Ile? - zapytał od razu. Skąd on wie, no skąd on wie czego ja potrzebuję? Jestem jak otwarta książka czy jak? Na czole mam napisane” Jestem spłukana, braciszku ratuj”
Chociaż nie, takiego wielkiego czoła to ja nie mam.
- Lena… nigdy nie mówisz do mnie “kochanie” chyba że czegoś chcesz. To nie było trudne, serio.
- Oh, uroczo. A pożyczysz? - powiedziałam błagalnie, patrząc na niego wielkimi oczyma, robiąc minę zbitego pieska.
- Zobaczymy! - powiedział i odszedł śmiejąc się.
Lewandowski wcale nie był zadowolony z tego że jadę do Dortmundu, tym bardziej, że nie potrafiłam mu odpowiedzieć na tak podstawowe pytania jak: dlaczego tam jadę, na jak długo i gdzie będę mieszkać. Na pytanie z czego będę żyć, odpowiedzią była karta kredytowa Wojtka, ta z limitem, ale tak dużym, że dla mnie pewnie niezauważalnym.  W czasie lotu jak i przed nim zdążyliśmy pokłócić się jeszcze jakieś pięć razy, ale lubiliśmy się za bardzo, żeby na serio się na siebie obrażać. Byliśmy jak dwa magnesy, które raz się przyciągały, a raz odpychały, zależy w jakieś sytuacji się znalazły. Ale jeśli ktoś by nas złamał, zrobił jednemu z magnesów krzywdę, ten już nigdy nie odzyska swojej siły przyciągania, a drugi pozostanie samotny.
Mam nadzieję, że Reus mnie posłucha i nie będzie chciał mnie odebrać z lotniska, nie chcę się tłumaczyć przed Robertem z tego romansu w który się niechcący wplątałam.

**Been trying hard not to get in trouble, but I
 I've got a war in my mind

Bo żeby to była jedna noc, o której moglibyśmy zapomnieć i zrzucić całą winę na alkohol. Ale nie, my brnęliśmy w to dalej, tworząc między sobą jakąś opartą na seksie więź z której trudno nam się było teraz zerwać. Tym bardziej, że poza łóżkiem się zwyczajnie lubiliśmy. Ten sam charakter złożony z odrobiny dziecka, trochę szaleńca i postawy “pierdol się świecie, nachodzę”, sprawiał że potrafiliśmy się razem zabawić i dogadać
~*~
- Zamieszkasz u mnie - zarządził Robert, kiedy siedzieliśmy w taksówce. Wyglądał na zmęczonego, przez co jego głos był stanowczy, ale przytłumiony.
- Nie. Mieszkam w hotelu - powtórzyłam. - Koniec rozmowy.
- Ale…
- Robercie Lewandowski! Do cholery jasnej zrozum że nie mam już czternastu lat!

~*~

Cro - Jeder Tag

Marco otworzył drzwi i aż zabrakło mu oddechu kiedy zobaczył co znajduje się w środku.  Dziewczyna tańczyła delikatnie sunąc po pokoju a w tle grała  jakże uwielbiana przez niego piosenka.  Taniec Leny plus odpowiednia muzyka natychmiast kazały mu do niej podejść. Była jak duch, jak anioł, którego pragnął dotykać, całować… . Powoli zaczął iść w jej kierunku ściągając ze siebie  mokry podkoszulek. Podszedł do niej i zaczął delikatnie gładzić ją po ramieniu po czym dziewczyna się odwróciła., Jej spojrzenie było ciepłe i radosne. . Pchnęła go w kierunku łóżka po czym kazała mu się tylko patrzeć. Sprawnym ruchem, niemal kocim stanęła przy baldachimie po czym zaczęła delikatnie wić się w rytm muzyki powoli pozbywając się części garderoby. Koszulka, spodenki w końcu stanik. Chłopak patrząc się na nią nie mógł wytrzymać już z pożądania. . Powoli zaczęła rozpinać mu rozporek a następnie sprawnym ruchem ściągnęła spodnie wraz z bokserkami. Uśmiechnęła się szyderczo i znów podniosła się tańcząc cały czas. W końcu rzuciła się na niego, po czym on wszedł w nią jak najszybciej . Kochali się długo i namiętnie- ona pomrukując z rozkoszy, on łapczywie łapiąc jej pocałunki. Z każdym kolejnym pchnięciem ona coraz głębiej zanurzała swoje polakierowane na czerwono paznokcie w jego plecy, on zaś mierzwił jej włosy. W końcu oboje odsunęli się od siebie ciągle patrząc sobie w oczy. Głaskał ją opuszkami palców po jej spoconym, nagim brzuchu, aż w końcu zaczęli czule, bez pośpiechu się całować.
Tęskniłem - szepnął jej we włosy.
Reus? - zapytała, jak prawie zawsze nazywając go po nazwisku. Kim ja dla ciebie jestem?
Odpowiedź na to pytanie wcale nie była prosta. Zależało mu na tej małej wariatce jak na mało kim. Ale… była jego przyjaciółką. Jego dziwką? Nie, tak by tego nie nazwał. Po prostu tak wyszło, że oboje lubili bliskość swoich ciał. To nie była miłość. Przywiązanie, zaufanie - tak.  Powtórzył to o czym pomyślał w bardzo nieskładnych zdaniach, ale miał nadzieję że rozumie.
Dokładnie. 
***Bast Friends With Benefits.

*Zawsze byłam niezwykłą dziewczyną, mama powiedziała mi, że mam dusze kameleona. [Nie miałam] żadnego moralnego kompasu wskazującego mi północ, żadnej ustalonej osobowości. Po prostu wewnętrzne niezdecydowanie, szerokie i chwiejne niczym ocean. 

** Tak bardzo starałam się nie pakować w kłopoty,
 Ale w mojej głowie trwa wojna,

*** Najlepsi przyjaciele z "bonusem". 

~*~
Oto i rozdział :) Jak dla mnie jest bardzo średni, ale już nic nie mówię bo takie dwie chcą mnie walnąć talerzem, a to przecież nieludzkie. Niszczenie talerzy oczywiście. 
Mam do was ogromną prośbę, a nawet dwie :)
1. KAŻDY kto chce być informowany, zostawia POD TYM ROZDZIAŁEM jakiś kontakt, najlepiej Twittera. Ewentualnie gg lub e-maila.  Chcę sobie zrobić jakąś ładną listę, żeby o nikim nie zapominać. 
2. Nawet nie wiecie jak się cieszę z każdej Waszej opinii i komentarza - klawiatura nie gryzie, piszcie, piszcie! 
Na koniec jeszcze powiem: UWIELBIAM WAS <3 
Macie jakieś pytania, chcecie pogadać, albo załapać się na jakiś spojler? 
@AlyFlame - Twitter
ask.fm/MissAly17







4 komentarze:

  1. Jejku, kooooochaaam to opowiadanie <3 Takie ... inne :) I informuj, oczywiście :D
    @LoverToMusic

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham ten rozdział, zajebisty! ;)
    informuj tt: @agnieszkabalko

    OdpowiedzUsuń
  3. bożżee < zakochana w twoim blogu > *.*

    OdpowiedzUsuń