niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 8


Rozdział troszkę zboczony na koniec, ostrzegam ;)

Lęki i fobie. 

Od dnia, kiedy poznałam Alanę, wiele się zmieniło. Już nie przesiadywałam w hotelu, czekając aż Marco łaskawie przyjdzie mnie stamtąd zabrać, ale jeździłam z nim na treningi, czasem po prostu siedząc i przyglądając się grze, a czasem bawiąc się z córeczką Reusa, którą niejaka Katherine przywoziła prawie codziennie. Widziałam ją tylko raz i to tylko przez chwilę. Dziewczyna rozmawiała jedynie z Mario i Marco i z tego co zauważyłam, rozmowy te różniły się ze sobą jak niebo i Ziemia. Widać było, że Kath traktuje Goetze niemalże jak brata, natomiast do tego drugiego odnosiła się chłodno, unikając z nim nawet dłuższego kontaktu wzrokowego. Co stało się między tą dwójką, ze ich relacje aż tak się popsuły?
Na całe szczęście chłopaki, między porannym a popołudniowym treningiem mieli sześć godzin przerwy, co pozwoliło mi poznać bliżej innych członków drużyny jak Matsa, Marcela, czy Ikaya. Moje kontakty z Kubą i Łukaszem też się poprawiły, wreszcie przestali we mnie widzieć jednie “młodszą siostrzyczkę Szczęsnego”. Jak zwykle w moim życiu, nic nie może być idealne, chociaż przez chwilę. Bez większego powodu, Ivanowi Perisićowi do gustu nie przypadłam.
Już od pierwszego dnia traktował mnie z dystansem, ale że aż tak mnie nienawidzi, przekonałam się dopiero dzisiaj.
- Uważaj jak chodzisz! - wydarł się na mnie, kiedy przypadkowo na niego wpadłam. W jego głosie przebrzmiewał silny chorwacki akcent, trudno mi było w pierwszej chwili zrozumieć o co mu chodzi. Tym bardziej, że prawie go nie dotknęłam!
- Wyluzuj, sorry. - powiedziałam tylko i chciałam go wyminąć. Ten szarpnął mnie, a że był dużo wyższy i silniejszy, zatoczyłam się trochę do tyłu.
- Myślisz, że jak Reus cię przeleciał, to wszystko będziemy ci wybaczać?! - zaatakował mnie. Zaczęłam się szarpać, ale nie wiele to pomogło. Chłopak złapał mnie za podbródek i zmusił to patrzenia prosto w oczy.
- Odpowiedź!
Nawet jeśli chciałabym mu coś dopowiedzieć, to już nie zdążyłam, bo Chorwat wylądował na ziemi, a z jego wargi leciała krew. Zszokowany spoglądał gdzieś ponad moim ramieniem. Sama w niemałym szoku, o mało nie pisnęłam widząc za sobą  Łukasza. Polak powiedział jeszcze coś w stronę Ivana, co wcale nie brzmiało miło. Bardziej jak ciśnięta w złości obelga, którą pewnie było, co potwierdzał wyraz twarzy obu panów. Perisić otrzepał się wstając i mrucząc coś pod nosem odszedł w swoją stronę.
- Wszystko w porządku? - zapytał Piszczek, patrząc na mnie swoimi szaro-niebieskimi tęczówkami i czekając na odpowiedź.
Byłam kompletnie skołowana. Cała te kolorowa żółć w korytarzu zlewała mi się przed oczami w niejasnych mroczkach. Oddychaj.
-Ta-aak. - odpowiedziałam niepewnie. - Muszę się tylko trochę przewietrzyć.
Z podparciem ściany po jednej stronie i eskortą Łukasza po drugiej dotarłam na jedno z boisk, i usiadłam pod dachem, uspokajając oddech i ogarniając co się przed chwilą stało.
- Co ja mu takiego zrobiłam? - zapytałam Piszcza, płaczliwym tonem.
- Nic - chłopak spojrzał na mnie ciepłym wzrokiem i uśmiechnął się lekko. Podniosłam na niego wzrok, zmuszając się do czegoś na kształt uśmiechu. Potargał mi włosy z aprobatą, rozpraszając trochę moje myśli.
- Za piętnaście minut ostatnia seria treningu dzisiaj, zostajesz? - Na to pytanie też odpowiedziałam tylko skinieniem głowy, a minutę później, chłopaka już za mną nie było.
Łatka “łatwej” już nigdy ode mnie się nie odklei. Przerażało mnie to, a jednocześnie wiedziałam, że nic nie mogę z tym zrobić. Opinia ludzi tak mało POWINNA mnie obchodzić…
Kilka minut później zawodnicy Borussi zaczęli się schodzić na ostatnią serię ćwiczeń. Przyglądałam się z uwagą jak biegali na około murawy, co jakiś czas się rozciągając. Mario i Reus stali z boku słuchając ostatnich na dziś uwag trenera. Jedyną osobą, która dość szybko zniknęła z mojego pola widzenia po ostatnim gwizdku, był Lewandowski. Gdzie on polazł?
Myślałam, że wszyscy już poszli, więc odpaliłam któregoś już dzisiaj papierosa. Było z tym coraz gorzej, nałóg znowu mnie całkowicie pochłaniał. Ale już nie miałam piętnastu lat, teraz już nikt mi tego nie zabroni, prawda?
Zaciągając się ostatni raz dymem, wstałam z ławki i poszłam w stronę wyjścia z boiska. Przechodząc oszklonym tunelem, który prowadził do szatni, znalazłam moją zgubę. I nie tylko.
Anka. Wróciła. Cholera jasna.
Robert tak po prostu trzymał ją za rękę. Patrzył na nią. Dotykał. Całował. A ja tak bardzo chciałam być na jej miejscu. Nie, to nie tak.
Przyjaźń której nie chcesz stracić, pamiętasz? Alicja, pamiętasz?!
Odkąd przyznałam się przed Marco do swoich uczuć względem Lewego, wszystko jakby tysiąckrotnie się pomnożyło. Każdy nawet najmniejszy ruch w moją stronę, każdy uśmiech i każde spojrzenie, budziło w moich brzuchu stado  łaskoczących motyli. Zgińcie marnie robale!
I ten głosić w głowie, ta zazdrość która kazała mi nienawidzić Stachurską. To było najgorsze. Jak ja to ukryję? Przecież ona myśli że jesteśmy koleżankami!
Widok tej zakochanej pary powodował, że ściskało mnie w dołku i miałam ochotę płakać. Nawet teraz mimo, że nikt mnie nie widział i mogłam sobie spokojnie odpuścić, mrugałam usiłując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.

Bo ona ona różne ma imiona
 Jedni wołają ją miłość, inni zgaga pieprzona
 Bo ona ona imiona różne ma
 Jedni wołają ją szczęście, niepojęte
 Inni samica psa*

- O tutaj jesteś! - Marco, kompletnie o nim zapomniałam. Jak zwykle przytulił się do moich pleców i ułożył głowę na ramieniu. I niestety spojrzał w tą samą stronę w którą patrzyłam przed chwilą. Chciałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Przełknęłam tylko głośno ślinę. Nie wytrzymałam i łzy jednak popłynęły. Jestem taka słaba. Mazgaję się jak małe dziecko…
- Chodźmy już - blondyn pociągnął mnie do wyjścia z korytarza. Bezwiednie poszłam zanim, chcąc pozbyć się z przed oczu mojego koszmaru. Najpierw Ivan, teraz to… Dzisiejszy dzień z pewnością nie należał do najlepszych.
Kiedy siedzieliśmy już w samochodzie, dalej czułam się ja w hipnozie. Reus przyglądał mi się przez chwilę, po czym zapytał:
- Chcesz gdzieś pojechać?
- Tak. Zabierz mnie do domu. Chcę iść spać i o tym zapomnieć.
Jednak tak samo jak wszyscy Marco wydawało się że wie, co dla mnie najlepsze. Nie miałam nawet siły protestować, kiedy minął mój hotel, po czym wyjechał na główną ulicę po czym boczną drogą zjechał na autostradę. Kilkanaście minut później wyjechaliśmy z Dortmundu. Dalszą drogę przespałam, ale widząc że już po dwudziestej pierwszej wywnioskowałam że jechaliśmy ponad godzinę. Mimo tego, że Marco obudził mnie, delikatnie głaszcząc i wołając cicho, to wydawało mi się jakby ktoś nagle wyszarpał mnie z mojego idealnego świata bez ostrzeżenia.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam po chwili, widząc że jestem w obcym miejscu.
- W Dusseldorfie.
Nic mi ta nazwa nie mówiła. Przez szybą auta widać było jedynie coś na kształt ogromnego słupa. Kiedy wyszliśmy, chłopak kazał mi spojrzeć w górę. To co wzięłam za słup, okazało się wysoką na około dwieście metrów wieżą.
- Wow- wydusiłam z siebie - Niezła.
- Czasem dobrze spojrzeć na wszystko z góry - stwierdził i łapiąc mnie za rękę poprowadził do szklanych drzwi ukrytych pod kopułą. Marco opowiedział mi wszystko o widocznych na ścianach posrebrzanych  mapach, elektronicznych zegarkach i wytłumaczył jak z lampek świecących po zewnętrznej stronie wieży można było odczytać godzinę, będąc w pobliskich częściach miasta.
Dzięki zakupionym biletom przeszliśmy przez automatyczne bramki, a elegancki mężczyzna zaprowadził nas do jednej z wind, razem z innymi turystami.
Dźwig unosił się do góry z niezwykłą prędkością. Po minucie byliśmy już na 168 metrze, a w trakcie jazdy odczuwało się rosnące ciśnienie. Można było jeszcze pojechać kilka metrów wyżej, do restauracji, ale stwierdziliśmy, że nie mamy ochoty na jedzenie.
Dziwne, ale Reus miał rację. Widok miasta i powoli zachodzącego słońca, pozwolił mi zapomnieć na chwilę o całym smutku. Byłam ponad tym wszystkim. Zawsze byłam tą najmniejszą, tą na którą wszyscy patrzą z góry. Teraz wielkie budynki były jak makieta, ozdobiona wstążką, którą w rzeczywistości była jedna z najdłuższych rzek w Europie.
- Połóż się - nakazał mi zawodnik Borussi, wskazując na ułożoną pod kątem czterdziestu pięciu stopni szybę.
- Jaja sobie robisz. A jak to spadnie? - broniłam się, odchodząc trochę od szklanej ściany.
- Głupol - zaśmiał się chłopak - to jest tu od lat i jakoś nigdy nie spadło. Zresztą, sama zobacz! - powiedział, układając się na zimnej powierzchni, patrząc teraz w dół. Wyglądało to komicznie, ale najwyraźniej było fajne, bo blondyn wyglądał na zadowolonego z siebie. - Mógłbym tu spać - mruknął, rozciągając się.
- No już! Takiego malutkiego strachu nie potrafisz pokonać? To już się nie dziwię dlaczego nie walczysz o Lewego! - zbeształ mnie, ale niezbyt poważnie.
- Hipokryta! - warknęłam, kładąc się na tej cholernej szybie. Mnie zamierza pouczać, a sam boi się zawalczyć o uczucia Katherine.
Rzeczywiście wrażenie było całkiem przyjemne. Jednocześnie  takie, jakby miało się zaraz spaść, ale  z drugiej strony widok był niesamowity! Przede mną rozciągał się widok nie tylko na Dusseldorf ale też na inne miasta, o czym informowały napisy na poszczególnych fragmentach szklanego koła.
Niestety cała ta “nauka” patrzenia na świat z innej perspektywy minęła mi jak pięć minut i nasz operator windy wołał wszystkich zwiedzających na dół, informując o rychłym zamknięciu. Nieszczęśliwa, bo nie zdążyłam sobie zrobić pamiątkowej monety, ani wejść do restauracji, weszłam z powrotem do windy, tuląc się do mojego przyjaciela. Znowu zaczynałam robić się senna, ale ten skutecznie mnie rozpraszał mrucząc mi do ucha i całując po szyi.
- Chcesz jechać do mnie? - zapytał Reus, kiedy minęliśmy już znak “witamy w Dortmundzie”
Taaak - mruknęłam uśmiechając się zalotnie. Wiadomo jak zwykle kończy się wizyta u chłopaka, który zaprasza cię do siebie w środku nocy.
Kiedy staliśmy pod drzwiami do mieszkania Marco, nie mogłam się już doczekać wejścia do środka, ciekawa co tam zastanę. Typowo męskie mieszkanie: nieposprzątane i minimalistyczne? Przez myśl przeszło mi też że może mieć sprzątaczkę albo gosposię.
Kiedy otworzył drzwi i przeprowadził przez korytarz, dosłownie szczęka mi opadła. Mieszkanie okazało się dwupoziomowe, tak samo jak nowe Wojtka. Pomieszczenie, które teraz widziałam przypominało loft, bez podziału na osobne pokoje. Była to tylko otwarta kuchnia i coś, co było chyba salonem, albo pokojem rozrywki…? Wielki telewizor, PlayStation, stół do piłkarzyków i… bilardowy. Najpiękniejszy stół bilardowy jaki w życiu widziałam! Okrągły i wyłożony czerwonym suknem, zrobiony z lakierowanego ciemnego dębu. Podeszłam do niego i oparłam się o ramkę. Nigdy nie interesowałam się tego typu grą, ale było w tym stole coś ciekawego.
- Podoba ci się? - zapytał Marco widząc moje zainteresowanie.
- Jest wyjątkowy - odpowiedziałam. - Całe to mieszkanie jest. Chłopak uśmiechnął się zniknął na chwilę w kuchni.
- Jesteś głodna? - zapytał wychylając się zza lodówki.
- Tak - szepnęłam mu do ucha odciągając od kuchennego blatu. Nie przestając go całować, usiadłam na bilardowym stole, obejmując go nogami w pasie.
- Zamówimy coś? - mruknął
- Yhym. Reusa, na ostro.
Nie trzeba było więcej zachęty. Po chwili byłam już w samej bieliźnie, kiedy on poszastał jeszcze całkiem ubrany. - Tak to nie ma kochany - powiedziałam ściągając mu koszulkę. Przy spodniach nie potrzebował już mojej pomocy. Działaliśmy automatycznie. Byliśmy młodzi, szaleni i perwersyjni. Niezobowiązujący związek budził we mnie głęboko skrywane instynkty, które Marco potrafił zinterpretować. Chciałam “na ostro”? Nie zawiodłam się. Wszystkie bile pospadały ze stołu kiedy zostałam na niego gwałtownie pchnięta. Przy jego pocałunkach zabrakło mi oddechu. Pozwalaliśmy sobie na wszystko, nie było żadnych ograniczeń standardów. Nie liczyło się to że jutro obudzę się poobijana z siniakami na nogach, malinkami na szyi czy szramami na plecach. Liczyło się tu i teraz, ryzyko, ale też stuprocentowe zaufanie.
Rano obudziłam się zrelaksowana, zapominając o złośliwych motylach w brzuchu budzących się do życia na widok Lewandowskiego. Liczyła się fizyczna obecność Marco, który zapewniał mi moje poczucie bycia ponad tym wszystkim.

Happysad - pani na K.

Mam nadzieję że się podobało :) Wszelkie komentarze, pytania i rozmowy mile widziane :)

@AlyFlame
ask.fm/MissAly17

3 komentarze:

  1. pewnie, że się podobało, a w szczególności końcówka ( tak, tak. wiem, że jestem jakaś "zboczona" czy coś :D )

    OdpowiedzUsuń
  2. tak się zastanawiam, czemu wybrałaś akurat Perisića :) po jego ostatnich słowach ? :D no ale dobra, nie chodzi mi o to, tylko o to, jak boski jest ten rozdział <3 i zgadzam się, końcówka też :D :3

    OdpowiedzUsuń